Wyjątek z pamiętnika ‘
„Wojna, walki i … gorycz”
Na front.
(treść i format artykułu zgodny z oryginałem)
Trzeciego września, po śniadaniu, zarządzono zbiórkę pułku na placu apelowym, Plac wypełniły wyrównane szeregi spieszonych szwadronów w pełnym rynsztunku. Na froncie zajmuje miejsce poczet sztandarowy, obok sztab dowództwa Pułku, a przy nim nasz kapelan. Dowódca Pułku, p, ppłk. dypl. Jan Małysiak oznajmia w kilku słowach, że nam w udziale przypadł zaszczyt obrony Ojczyzny przed haniebną agresją niemiecką, Jestem przekonany, mówi, że wszyscy z honorem wypełnimy swój święty obowiązek, co potwierdzimy powtórzeniem przysięgi. Pada komenda: "Do przysięgi ! a za nią ksiądz kpt. Adam Cieczyc odczytuje rotę przysięgi. Z uniesioną prawą ręką powtarza ją rytmicznie i dobitnie blisko tysiąc męskich głosów. Nie jednemu z trudem przychodzi opanowanie wzruszenia zaciskającego krtań… „Tak nam dopomóż Bóg !” — Zaległą ciszę przełamuje komenda: "Po przysiędze ! i zaraz padają rozkazy wymarszu na rampę kolejową celem załadunku do transportu, Wszystko przebiega sprawnie, jak na pokazowych ćwiczeniach, ale nasz zestaw wagonowy może wyruszyć dopiero pod wieczór, zgodnie z opracowanym założeniem.
Długi pociąg towarowy kieruje się na Grodno, gdzie nocą przejeżdżamy najwyżej położony most na Niemnie, Dalej jedziemy w stronę Białegostoku, którego dworzec mijamy bocznymi torami, Stad kierujemy się na Łapy i skręcamy na zachód w kierunku Ostrołęki.
Zatrzymujemy się do rozładunku na małej stacyjce Czerwony Bór, oddalonej zaledwie o około 20 km od Łomży na południe.
Jest godz. 10.00— 11.00, dzień słoneczny, pogoda bezwietrzna, ciepło — słowem, złota, polska jesień 1 olbrzymie drzewa otaczającego lasu znieruchomiały na widok wojska pośpiesznie wyładowującego się z transportu i chroniącego się z końmi, taczankami i taborem pod rozłożyste ich gałęzie,
Wtem słychać warkot samolotów. Najpierw daleki poła co raz bliższy. „Loootnik kryj się ! ! ! "słychać rozkazy, a dwie wraże maszyny już tuż, tuż, nad stacją, nisko, Zajadle terkoczą karabiny maszynowe obrony przeciwlotniczej , wystawionej zawczasu. Kawaleria niestety, nie miała działek p—lot. Powietrzem targa detonacja, jedna, druga... Słońce przysłania kurzawa z dymem i wszystko na moment cichnie, tylko w uszach dzwoni Słychać rozkazy ponaglające pośpiech rozładunku, który przyjmuje żwawsze tempo, W myślach krzyżują się pytania: Czy są straty, ranni, a może zabici ? Wieść donosi, że szkód materialnych nie ma, ale jest strata, bowiem zginął pierwszy nasz żołnierz strzelec konny Oliwa,
Bomby nie trafiły w wagony. Padły obok torowiska z tym, że jedna eksplodowała tuż przy małym budynku, niedaleko stacji, Siła wybuchu rozniosła budyneczek, a duży fragment metalowego łóżka, przerzucony poza tory, ugodził tak nieszczęśliwie naszego kolegę, że poniósł śmierć na miejscu.
Przypadek ?… Przeznaczenie ?… Los ?… Chyba wszystko razem,
Rozładunek zakończony. Formuje się kolumna marszowa i szykiem ubezpieczonym ruszamy w głąb boru. Po godzinie marszu postój na skraju lasu, posiłek. wysłany zwiad nie stwierdza obecności nieprzyjaciela, więc maszerujemy dalej. Drogami polnymi przecinamy łączki, zagajniki, czasem niewielkie pola na skraju lasu, a pogoda jest nadal cudowna. Z nieba bez chmurki zaczerwienione słońce posyła nam resztę ciepła chyląc się ku zachodowi. zastygłym powietrzem snują się pasma babiego lata. cisza, spokój, a przecież jest... wojna, Wieczorem docieramy w rejon miejscowości Dzwonek, Grodzisk, Czerwin. Chrzest bojowy.
Od wczesnego ranka w dniu 7-mym września przygotowujemy stanowiska obronne do walki pieszej, Szwadrony liniowe pozostawiły konie w okolicznych lasach i zagajnikach okopując się solidnie w terenie. Tak powstaje żywy, nieregularny łuk obronny przed wsiami Dzwonek, Grodzisk i Czerwin, którego zadaniem jest powstrzymanie ataku Niemców i jednocześnie umożliwić reorganizację obrony wielkim zgrupowaniom piechoty, wspartym artylerią, a walczących na tych terenach od początku.
Otrzymałem rozkaz zbudowania polowych linii telefonicznych do stanowisk ogniowych karabinów maszynowych na wysokości wsi Grodzisk. Centralę telefoniczną ulokowałem w starym parku koło majątku gdzie swoje miejsce postoju wyznaczyło też dowództwo Pułku. Nieopodal, w lasku ukryłem wozy z resztą sprzętu, Łączność sprawdziłem po kilka razy, wyznaczyłem obsługę i czekałem na dalsze rozkazy. Noc minęła spokojnie, choć już wieczorem słyszeliśmy daleką kanonadę artyleryjską. Rozpoznanie własne i meldunki sąsiadujących formacji utwierdziły nasze dowództwo w pewności, że dnia następnego należy się tutaj spodziewać silnych oddziałów pancernych nieprzyjaciela, i rzeczywiście, już przed południem usłyszeliśmy warkot motorów, a potem zaraz gwałtowną strzelaninę broni maszynowej na lewym skrzydle, koło wsi Dzwonek, Rozgorzała tam walka, a meldunki donoszą, że dla odparcia Szwabów szykuje się atak na bagnety. Nie wytrzymałem przy centrali i sprawdzając linię telefoniczną, przedostałem się do środkowego stanowiska CKM—u. Stąd pole widzenia na lewe skrzydło też się nie poszerzyło, Ostra strzelanina trwała godzinę, może dłużej i przycichła zmieniając się w krótkie serie, przeplatane pojedynczymi strzałami. Nad wsią Dzwonek pojawiły się kłęby dymu do których sięgały języki ognia z zabudowań. Żałosny to był widok — pożar, którego nikt nie gasił.
Minęło południe. Wciąż zalegaliśmy na stanowiskach, Tu się uspokoiło, tylko gdzieś daleko słychać było głuchą kanonadę artyleryjską. Około czternastej słyszymy znów odległy warkot motorów, ale tym razem gdzieś przed nami. Polinii przelatuje meldunek: Pogotowie ogniowe — czołgi nieprzyjaciela, Jeszcze bardziej przywieramy do ziemi w dołkach wlepiając oczy w pole przed nami.
Jest !! Za fałdą terenową, odległą o ponad kilometr od nas, trochę w prawo skos wyłania się powoli wieżyczka czołgu, jednego, bardziej w prawo drugiego, a potem w lewo od pierwszego trzeci i czwarty. Idą tyralierą, powoli, jak po omacku. Wstrząsnął mną dreszcz. Zacisnąłem zęby, aż zgrzytnęły. Zrobiłem głęboki wdech i wydech. Już jestem znów całkiem spokojny. Po sprawdzeniu stanowisk ogniowych podchodzi do aparatu z—ca d—cy Pułku p. ppłk. Stefan Platonoff i przekazuje do dowództwa aktualną sytuację o ataku czołgów,
Stalowe skrzynie zbliżyły się już na odległość 500 m. i któryś z celowniczych zapewne nie wytrzymał oddając krótką serię z. CKM-u. Czołgi się zatrzymały i poczęły na zmianę pluć swoją bronią maszynową. Po raz pierwszy usłyszałem i pewnie nie tylko ja, te charakterystyczne „klaśnięcia” pocisk6w przelatujących nad głowami. Na komendę: „ognia!” natychmiast rozległ się jazgot strzelaniny, ale czołgi jakby trochę przyśpieszyły i również odpowiedziały ogniem. Obsługa jednego CKM-u przerażona najwidoczniej tą furią obstrzału, zaczęła wycofywać się ze stanowiska. Nie zapomnę nigdy widoku, jak ppłk, Platonoff wyrwał pistolet z kabury 1 nie bacząc na ciągły ogień, wskoczył na okop, wystrzelił w powietrze i wrzasnął z całych piersi: "Na stanowiska !!! Ja każdemu s….s…. łeb rozwalę, który rozkazu nie wykona !!!”
Poskutkowało. CKM wrócił na miejsce i prowadził dalej ogień. Zaskoczony tą sceną doszedłem do wniosku, że nie każda kula zaraz trafia, a wśród tych, które przeleciały obok pułkownika, nie było przeznaczonej dla niego.
Czołgi tymczasem, prawie bezkarnie, zbliżyły się na odległość chyba 200 - 300 m, , a strzelanina broni maszynowej wzmogła się z obu stron, Nagle, nieco w prawo od nas, bąknęło działko p—panc. Po dwóch strzałach, czołg najbliższy nas, zatrzymał się, potem obrócił się w miejscu i znieruchomiał. Widać było, jak załoga wysuwa się dołem i wycofuje wklęsłością terenową. Pozostałe trzy maszyny, jak na komendę, zawróciły i wykorzystując fakt, że się nie zbliżyły za bardzo, wyrywały do tyłu, aż się kurzyło, Ucichły strzały, Nikt chyba nie zauważył, że poszarzało zbliżał się wieczór. Między pododdziałami krzyżują się meldunki, Zapanował ruch i ożywienie. Donoszą, że także na szosie zawróciły opancerzone auta niemieckie. Atak został zatrzymany, a więc pierwsze postawione zadanie Pułk 3PSK wykonał. Zapada zmrok, a my tkwimy wciąż na stanowiskach, nadchodzi nagle rozkaz opuszczenia linii i zbiórki w oddziałach do dalszych zadań. Kolegom dałem polecenie zwinięcia linii telefonicznej, a sam udałem się do punktu zbornego przy taborach. Zdziwiłem się niesamowicie, kiedy na jednym z wozów wymoszczonym sianem, zobaczyłem znajomego żołnierza na boku i dygocącego, jak w febrze. Poznałem go od razu. Był to Felek Bujak ze wsi położonej parę kilometrów od mego miejsca zamieszkania, Huty „Niemen”. Znajomość zawarliśmy w Koszarach, bowiem służył on w Ckm-ach i mogliśmy się często spotykać. Pochyliłem się nad wozem. Spostrzegł mnie, wyciągnął z trudem jedną rękę i szczękając zębami zapytał
— Panie podchorąży, czy będę żył ?
— Co ci jest — spytałem.
— Dostałem o tu — wskazał miejsce nad prawym obojczykiem. Uchyliłem kurtkę i zakrwawioną koszulę, a pod nią niedbale założony opatrunek osobisty
— Tak, tu weszła, a kędy wyszła? - pytam.
— Nie wyszła. Utkwiła pewnie w okolicy krzyża koło pasa, bo mnie tam strasznie boli.
— Czy plułeś krwią?- spytałem.
— Nie, tylko mam okropne dreszcze i boli mnie w plecach.
— Bądź spokojny, będziesz żył. Płuca są całe i krwi dużo nie widać, Zaraz założę ci dobrze opatrunek i skieruję do punktu sanitarnego
Przydała mi się tu moja sprawność harcerska „sanitariusza”. Zużyłem własny opatrunek osobisty i Pobiegłem do naszego wozu po płaszcz, bo nie miałem czym okryć rannego, Po opatrunku założyłem mu kurtkę, zapiąłem parę dolnych guzików a następnie założyłem mu swój płaszcz i opasałem jego pasem. Tak opatulonego kazałem woźnicy dowieźć do punktu sanitarnego opisując, jak tam dojechać. Nie wiedziałem wówczas, jak bardzo wpłynąłem na dalsze losy Felka Bujaka, ale że to temat zupełnie inny bardzo obszerny, niech poświadczą krótkie notatki.
Dostaje się w ręce Niemców, bo woźnica nie trafia do punktu sanitarnego. Niemcy traktują go, jako podchorążego i zaliczają do polskiej kadry oficerskiej. Wyjmują mu kulę, szybko zdrowieje. Usiłuje zbiec, ale na granicy ujmują go Sowieci. Za nielegalne przekroczenie granicy — syberyjskie łagry. Gen Sikorski organizuje Wojsko-Polskie. Felkowi udaje się dostać do Brygady Pancernej gen. Maczka. Choć ranny jeszcze dwukrotnie, kończy wojnę w Niemczech na północ od Berlina. Po rozwiązaniu Sił Zbrojnych na Zachodzie wraca do Polski. Obecnie, ilekroć mnie spotka, twierdzi, że uratowałem Życie, To nieprawda — ja skomplikowałem mu życie.
Wróćmy jednak do przerwanej relacji o pierwszym boju naszego Pułku. Koledzy zebrali się już koło wozu sprzętowego i jedni zajęli się oporządzaniem koni , a fasowaniem furażu inni. Sprawdziłem sprzęt z demontażu linii i stwierdziłem brak jednego bębna z kablem. Z wyjaśnień wynikło, że obsługa skrajnej linii w kierunku na Dzwonek, gdzie toczył najostrzejszy dziś bój, licząc, że kable będą zwijane od centrali (co robi się tylko w wyjątkowych sytuacjach), chwycili sam aparat telefoniczny wróci1i ze szwadronem do taboru. Kabel trzeba było konieczny odzyskać, Zabrałem jednego ze współwinnych z zapasowym bębnem zaczęliśmy pośpiesznie zwijać kabel. Byliśmy już blisko miejsca, gdzie uprzednio znajdował się telefon, gdy kolega nagle padł i znieruchomiał. Padłem i ja.
- Co jest? - pytam.
- Tam się coś poruszyło — odparł zdławionym głosem.
Wlepiłem wzrok i nic podejrzanego nie mogę dostrzec. Wziąłem bęben od kolegi i sam zacząłem zwijać. Dziwne Faktycznie coś się tam rusza, ale tylko wtedy, gdy ciągnę drut. Prawdą jest, że to „strach ma wielkie oczy” . Choć jest ciemno, można rozpoznać to owo „coś” To mała sosenka, którą nasi wyrąbali do zamaskowanego stanowiska, a do niej na tzw. „ósemkę” przywiązali kabel. Zwijając linię ciągneliśmy drzewko.
Teraz dopiero kolega opowiada, dlaczego jest tak podniecony byle zaskoczeniem. Niemiecka piechota podjechała ciężarówkami do wsi Dzwonek i wyskakując rozsypała się w tyralierę w odległości może kilometra od stanowisk szwadronu. Czołgi pojechały bardziej w prawo, więcej wyrównanym terenem, a Piechota szła tędy, tymi Sfałdowaniami, Nasi dopuścili ją niesamowicie blisko i wtedy rozpętała się taka strzelanina, że nie było gdzie schować głowy. Przy. CKM-ie został ranny taśmowy. W lewo, na końcu linii doszło do walki wręcz i wtedy włączyli się do boju wszyscy. Niemcy zaczęli się wycofywać , ale robili to tak, że jeden, dwóch leżało i ostrzeliwało się, a inni odskakiwali do tyłu i tak na zmianę. DopadaIi do ciężarówek koło wsi i zaraz znikali, a wieś chyba podpalili. Padło kilku naszych, ale na polu pozostało sporo Niemców. Tu się uspokoiło i po pół godzinie rozpoczęła się strzelanina tam na prawo, dokąd pojechały czołgi.
Odzyskanie pozostawionego odcinka kabla zajęło nam z 20 min. Do punktu zbornego wróciliśmy na kolację i fasowanie suchego prowiantu na jutro. Musiałem zaopatrzyć się w nowy płaszcz, bo nadchodziła chłodna, jesienna noc.
Dla zobrazowania charakteru wyszkolenia bojowego Pułku przytaczam fragment - rozkazu Dowódcy Brygady „Baranowicze”.
Brygada Kawalerii „Baranowicze”
Baranowicze 19.IX.1931r.
Rozkaz tajny nr 9.
Wyszkolenie
Z przyjemnością stwierdzam, że dowódcy wszystkich szczebli wykazali pełne zrozumienie walk i nie ograniczali się do stawania biernego oporu wobec natarcia przeważających sił npla, lecz korzystali z każdej nadarzającej się sposobności spowodowanej czy to niewłaściwym posunięcia npla, czy też wypływającej z dogodnych warunków terenowych by wszelkimi sposobami zatrzymać lub utrudnić marsz npla w akcji opóźniającej, lub rozbić go zręcznym użyciem odwodów w walkach obronnych.
Stwierdziłem u dowódców wszystkich szczebli chęć dążenia do bicia się z przeciwnikiem i wyzbycie się psychozy ciągłego i "biernego” odskakiwania na tzw. "dogodniejsze stanowiska obronne".
Tylko rozkaz lub taktyczna niemożliwość bicia się mogą usprawiedliwić takie odskoki. Prócz tego znikła u dowódców mania czepiania się wyłącznie miejscowości, a teren jest przez nich oceniany rzeczowo i trafnie, zawsze pod kątem otrzymanego zadania. Współpraca wewnątrz oddziałów miała wyraźne cechy koleżeńskiej solidarności o ich wysokim poziomie moralnym.
Obowiązkiem wszystkich dowódców będzie utrzymanie i pogłębienie cech, bez których nie jest do pomyślenia dobre przeprowadzenie tych trudnych zadań, jakie mogą przypaść udziale kresowej brygadzie kawalerii.
Nie będąc stanie wyróżnić w niniejszym rozkazie dow6dców, oddziały i pododdziały zasługujące na to za swe działania okresie ostatnich ćwiczeń ograniczam się tylko do wyszczególnienia dziej charakterystycznych fragmentów, najjaskrawiej podkreślających dodatnie cechy dowódców i wojsk:
W ostatnim dniu ćwiczeń z 3 Samodzielną Brygadą Kawalerii.
Rtm. Grodzki Aleksander z 3 PSK ze szwadronem opóźn1ając ruch ku południowi w rejonie m. Ośminowo, uporczywie trzymał pod ogniem wyjścia z cieśnin na północ od tej miejscowości, zmusił czerwonych do rozwinięcia całego pułku kawalerii i 1 kompanii piechoty ułatwiając wprowadzenie w akcję reszty 3-go PSK pod dowództwem z—cy d—cy Pułku mjr dypl. Dunin-Żuchowskiego, który ze swej strony piękną akcją całego pułku zdołał zatrzymać na czas dłuższy gross sił npla, umożliwiając wykonanie bardzo dobrze pomyślanej i sprawnie przeprowadzonej bitwy przez d—cę 100 Brygady kawalerii ppłk. Szalewicza. W terenie zalesionym zmasowane oddziały npl niejednokrotnie będą zmuszone długo oczekiwać na zdobycie przez straże przednie wyjść z cieśnin, którymi często bywają drogi leśne lub przejścia przez bagna, 0 wyjścia siłą rzeczy walczyć będą tylko czołowe jednostki, reszta zazwyczaj jest skazana na bezczynne oczekiwanie na rezultat walki. W takich warunkach nie ma żadnego powodu do zaprzestania bitwy nawet z siłami wielokrotnie przewyższającymi własne, odwrotnie- należy zawsze w podobnych warunkach jak najdłużej przetrzymać npla lesie, a przy sprzyjających okolicznościach zepchnąć z powrotem w lasy odziały jego, które już zdążyły wudebuszować.
Por Korzon Bronisław z 3—go PSK w ostatnim dniu ćwiczeń utrzymując ze szwadronem łączność g taktyczną między dwiemy walczącymi grupami niebieskich, naciskany bardzo silnie przez npla i będąc szeroko rozrzucony w terenie — widząc natarcie sąsiednich oddziałów, potrafił z własnej inicjatywy poderwać część swego szwadronu do natarcia, wykazując w ten sposób pełne zrozumienie ogólnej sytuacji i dając dowód dużej solidarności wojskowej.
3-ci PSK wykazał się ciągu całego działania jako jednostka bardzo solidnie przygotowana do najtrudniejszych zadań.
Za zgodność: Szef Sztabu Dowódca Brygady
Ciesielski mjr dypl, Skotnicki Generał brygady