Bitwa nad Rosią
(treść i format artykułu zgodny z oryginałem)
Na przełomie drugiej i trzeciej dekady lipca 1920 roku wojska polskie próbowały zatrzymać ofensywę Armii Czerwonej nad rzekami Niemnem i Szczarą. Po czterech dniach zaciętych walk, nacierające z dużym rozmachem dywizje Frontu Zachodniego Michaiła Tuchaczewskiego przełamały w kilku miejscach obronę polską. Naczelne Dowództwo musiało wydać rozkaz dalszego odwrotu.
Po południu 24 lipca odwrót za rzekę Roś rozpoczęła I Dywizja Litewsko - Białoruska, która przez dwa dni skutecznie broniła linii Niemna pod Mostami i zadała tam wielkie straty bolszewickiej 6 DS. Dywizja Litewsko - Białoruska uważana była za jedną z najlepszych jednostek odrodzonego Wojska Polskiego. Większość jej żołnierzy stanowili mieszkańcy kresów północno - wschodnich; wielu wstąpiło do wojska ochotniczo. Tworzyli typ doskonałego żołnierza, gotowego do wielkich poświęceń. Wiosną 1920 roku dywizja dzielnie walczyła nad Berezyną. W pierwszych dniach lipca, podczas bitwy nad Autą, stawiła zaciekły opór trzem dywizjom rosyjskiej 3 armii, uniemożliwiając Tuchaczewskiemu wykonanie manewru oskrzydlenia od południa polskiej I armii.
W południe 14 lipca, znany i popularny wśród żołnierzy dowódca dywizji, gen. Jan Rządkowski, który kwaterował ze sztabem w miasteczku Roś nad rzeką o tej samej nazwie, został odcięty od swoich oddziałów przez szybkie natarcie 32 BS Armii Czerwonej. Dowodzenie dywizją spadło na barki dowódcy 2 Brygady Litewsko - Białoruskiej gen. Stefana de Latour.
Przed wieczorem oddziały polskie, bez przeszkód ze strony nieprzyjaciela, opuściły okopy nad Niemnem i uformowały kolumnę marszową. Żołnierze byli przygnębieni odwrotem, który oznaczał oddanie Wrogowi ich rodzinnych miast i wiosek i zmęczeni dwudniowym bojem. Szczupły zapas amunicji wykluczył wdawanie się w dłuższą walkę podczas odwrotu. Gdy o godz. 18.00 czoło dywizji ruszyło spod dworu Białawice na miasto Roś. jej straż tylna pod wsią Psiaki nawiązała kontakt ogniowy z prącymi na zachód pododdziałami 61 i 62 BS, a lewe skrzydło kolumny niepokoił 21 pułk kawalerii Armii Czerwonej. Dopiero po dwóch godzinach, kiedy cała kolumna zanurzyła się w lesie Chomin Bór, dokuczliwe ataki kawalerii ustały. Dodatkową osłonę przed obserwacją nieprzyjaciela zapewniła burza, jaka rozszalała się o zmroku w tym rejonie.
W Chomin Borze straż przednia napotkała uchodzące na wschód tabory dywizji, które już wcześniej przystąpiły do odwrotu. Od przestraszonych taborów dowiedziano się, że Rosjanie opanowali Roś i odcięli dywizji drogę
Zaskoczony nową sytuacją i pozbawiony pomocy sztabu gen. Latour nie zdecydował się na natychmiastowe natarcie. Wojsko przez kilka godzin stało bezczynnie, stłoczone w ciemnościach na leśnej drodze. Zwłoka ta pozwoliła przeciwnikowi otoczyć Chomin Bór siłami pięciu dywizji: I I DS od zachodu, 56 DS od południa, 16 DS od północy. Od wschodu nadciągały 6 i 21 DS. Dowództwo rosyjskie zamknęło wyjścia z lasu, skupiając dla osaczenia dywizji gen. Latour, liczącej w stanie bojowym około 1700 żołnierzy i 27 dział, ponad 10 tys. żołnierzy z kilkoma bateriami.
Wysłana na rozpoznanie kawaleria dvwizyjna, czyli I szwadron ułanów grodzieńskich por. Stanisława Czuczelowicza, złożony z ochotników, zameldował, że wszystkie drogi odwrotu zostały odcięte przez nieprzyjaciela.
Gen. Latour zwlekał z decyzją. Na czoło kolumny zaczęli napływać oficerowie dalej stojących pododdziałów, zaniepokojeni przedłużającym się postojem. Samorzutnie powstała nieformalna „rada wojenna” do której zaproszono starszych oficerów od dowódców batalionów i dywizjonów począwszy.
Ppłk Kazimierz Rybicki, mający w dywizji ogromny autorytet, radził uderzyć o świcie wszystkimi siłami na Roś. Po dyskusji zdecydowano jednak ruszyć na południe, na Nowosiółki.
Dywizja podjęła marsz o godz. 2.00 nad ranem. W godzinę później prowadzona przez ppłk Rybińskiego straż przednia złożona z III baonu mińskiego i III baonu wileńskiego pułku strzelców (około 300 żołnierzy), zdobyła wieś i folwark Nowosiółki bronione przez żołnierzy Il DS i przeprawiła się na zachodni brzeg Rosi. Gen. Latour zatrzymał główne siły na skraju lasu, oceniając, że luka wybita przez ppłk Rybińskiego nie jest dostatecznie szeroka. Stracono bezproduktywnie pół godziny.
Kiedy wreszcie ruszył mjr Stanisław Bobiatyński z trzema kompaniami wileńskiego i mińskiego pułku strzelców oraz szkołą podoficerską, Rosjanie zdążyli ściągnąć pod Nowosiółki odwodowy 504 PS. Tyraliery polskie zostały zatrzymane ogniem broni maszynowej na płaskim, pozbawionym osłon, terenie. Główne siły nie pospieszyły im z pomocą i mjr Bobiatyński musiał nakazać odwrót. W ślad za cofającymi się Polakami ruszyły biegiem tyraliery czerwono armistów. Zdezorientowany gen. Latour stracił głowę. Nad Dywizją Litewsko - Białoruską zawisła groźba zagłady.
W krytycznej sytuacji ciężar odpowiedzialności wzięli na siebie młodsi oficerowie. Por. Brunon Romiszewski wprowadził kłusem baterie I dywizjonu I pułku artylerii litewsko - białoruskiej wprost pod prące do przodu tyraliery przeciwnika, i z odległości kilkuset kroków otworzył szybki ogień na wprost. Dołączyły do niego, z inicjatywy swoich dowódców baterie III dywizjonu i bateria 13 pułku artylerii ciężkiej.
Skoncentrowany ogień sześciu baterii złamał natarcie nieprzyjaciela. Gdy Rosjanie rozpoczęli odwrót, artylerzyści zbędni przy obsłudze dział „spieszyli się” i rozpoczęli kontratak. Samorzutnie dołączyły do niego pododdziały pułków wileńskiego i mińskiego. Przeciwników odrzucono w kierunku na Roś. Wybitym wyłomem natychmiast ruszyły baterie i tabory dywizji. Kołu mnie taborów drogę torował szwadron ułanów grodzieńskich.
Por. Czuczelowicz, dawny oficer pułku kozackiego powiększył swój oddział o 23 jeńców kozaków dońskich, do niewoli nocą z 24 na 25 lipca. Znając doskonale psychikę kozaków potrafił przemówić do jeńców tak, że wszyscy zadeklarowali służbę u boku Polaków.
Ledwie przejechały tabory i baterie dywizji, spod miasteczka Roś wyszło silne uderzenie rosyjskiej Il DS. Tym razem położenie uratował adiutant 2 Brygady Litewsko - Białoruskiej por. Aleksander Rojszyk, który wydał rozkaz wysunięcia do przodu całej broni maszynowej. Każdy batalion, wychodząc na skraj lasu, wyłał wszystkie swoje karabiny maszynowe na prawo od drogi, w stronę miasteczka Roś. W ten sposób powstała „bateria" około 50 cekaemów, rozrzucona na przestrzeni około dwóch km. Osłoniła ona szybko maszerującą kolumnę piechoty. Zmasowanym ogniem zatrzymano wszystkie ataki nieprzyjaciela, po czym kompanie karabinów maszynowych dołączyły do tyłów wycofującej się kolumny
W tym czasie tabory i artyleria dywizji, już nad samą rzeką pod wsią zostały zaatakowane przez 502 PS z 56 DS. Na zatrzymaną celnym ogniem broni maszynowej artylerię wpadły skłębione tabory/ i po raz trzeci dywizję uratowała inicjatywa młodszych oficerów oraz męstwo żołnierza
Dowódca 3 baterii por. Stefan Brzeszczysński na czele mieszanego oddziałku piechurów artylerzystów (około 100 ludzi) związał nieprzyjaciela walką od czoła. i Natomiast por. Czuczelowicz ze swoim szwadronem skrzydło 502 pułku Gdy szczupły szwadron - zaledwie 60 ludzi, w tym 23 kozaków dońskich wyjechał na przestrzeń ujrzano dwa batalionu 502 PS rozwinięte do walki z oddziałem por. Brzeszczyńskiego. Na niego też zwrócona była cała uwaga czerwonoarmistów
Mimo ogromnej przewagi nieprzyjaciela por. Czuczełowicz bez wahania podał komendę. „ułani do szarży - marsz, marsz a do kozaków. „w lawu!. W ciągu kilku chwil jeźdźcy dopadli piechoty. Por. Czuczełowicz- słynny w całej dywizjize swej zuchwałości i ogromnego wzrostu wpadł między gromady czerwonoarmistów, stanął w strzemionach na całą wysokość i wymachując szablą nad głową krzyknął: „ręce do góry, poddać Się
Kompletnie zaskoczeni piechurzy rzucili karabiny, jednak czterech ukrytych w zaroślach zarepetowało broń, kierując lufy w stronę Czuczełowicza. Był to dramatyczny moment. Śmierć dowódcy szwadronu mogła załamać cała szarżę i zatrzymać odwrót dywizji. Por Czuczełowicz ponownie wykazał się zimną krwią i znajomością psychiki żołnierza rosyjskiego. Do repetujących karabiny krzyknął pewnym siebie. rozkazującym głosem „z kakoj gubernii ?" Przyzwyczajeni do posłuszeństwa wobec „naczalstwa” czerwonoarmiści odpowiedzieli na komendę: „kostromskoj, wasze błahorodie !" i rzucili broń. 502 pułk strzelców wycofał się w panice przez Las Zamkowy do Wołkowyska Droga odwrotu dla dywizji znów była otwarta.
O godz.. 8.00 rano, dzięki pomocy miejscowego gospodarza, odnaleziono nie używany bród na rzece. W ciągu dwóch godzin cała kolumna przeprawiła się na zachodni brzeg Rosi i kontynuowała odwrót. Przed południem nastąpiło połączenie ze strażą przednią ppłk Rybickiego. Wielu żołnierzy nie miało już naboi, granatów ręcznych, w jaszczach pozostało po parę pocisków na działo.
Po wymknięciu się w ostatniej chwili Dywizji Litewsko-Białoruskiej z kleszczy okrążenia, oddziały Armii Czerwonej skierowane na Chomin Bór, stłoczyły się na niewielkiej przestrzeni. W zalesionym terenie, zdezorientowani żołnierze rozpoczęli walkę między sobą. Zanim dowództwo opanowało zamieszanie i uporządkowało jednostki, Dywizja Litewsko- Białoruska znalazła się w odległości jednego dnia marszu.
Bitwa nad Rosią przeszła do historii jako piękny przykład inicjatywy i umiejętności żołnierza polskiego 1920 roku. Kiedy zawiódł dowódca. gdy zabrakło wielu starszych oficerów, odciętych przez nieprzyjaciela, energia młodszych oficerów i postawa żołnierza ocaliły jednostkę od rozbicia. Jeden z oficerów uczestniczących w bitlwie napisał:
…...rzuca się w oczy w boju pod Rosią sprawność taktyczna i tężyzna moralna oddziałów I dywizji litewsko- białoruskiej, które pozbawione ogólnego kierownictwa, samorzutnie dają prawdziwy koncert koleżeńskiego współdziałania, przyczem nieraz rolę przemęczonej piechoty biorą na siebie artylerzyści. Nikt nie kieruje całokształtem boju, lecz w poszczególnym jego krytycznym momencie znajduje się oficer, który obejmuje doraźnie dowództwo, szybko się orientuje, śmiało decyduje i - bije.”
Uczestnicy bitwy podkreślali walory szeregowego żołnierza, który nie tylko potrafił stawić czoło liczniejszemu nieprzyjacielowi, ale rozumiał sens manewru nakazanego przez dowódcę i potrafił go umiejętnie wykonać również wtedy, gdy zabrakło nadzoru oficera.
Dr Janusz Odziemkowski „Polska Zbrojna” z dnia 25. Il. 1994 r.