DO WOŁKOWYSKA
JESZCZE RAZ
(treść i format artykułu zgodny z oryginałem)
Tegoroczny „Zagon" naszego Pułku na Białoruś trwał cztery dni i był wielkim sukcesem. Odbył się w dniach 14 - 18 września 1995 r., a ściślej mówiąc dla niektórych z nas skończył się o dzień później, bo nasz sztabowy minibus osiągnął Kraków, w drodze powrotnej, dopiero 0 4.00 rano 19-go września, po uciążliwej czternastogodzinnej drodze powrotnej.
Ów minibus wyruszył na Białoruś wczesnym rankiem 13-go września. Po południu nastąpiło zaplanowane rendez-vous z „siłą główną" Pułku tj. z czterdziestoosobowym autokarem zapełnionym do ostatniego miejsca, na dworcu Warszawa Centralna. Strzelców konnych było w tym gronie niewielu. Przeważali sympatycy Pułku, oraz osoby związane uczuciowo z Wołkowyskiem korzystające z naszej gościny na bardzo dostępnych warunkach. No i razem jechać i raźniej, i milej.
Ostatni nocleg na terytorium Polski spędziliśmy w Siematyczach w wojskowym ośrodku wypoczynkowym w Siemiatyczach i po wczesnym śniadaniu ruszyliśmy ku granicy. Kierownictwo wyprawy zapewniło względnie szybkie przekroczenie obecnej granicy polsko-białoruskiej, starannie zaoranej i zagrabionej w pasie kilkumetrowej szerokości, niemiły relikt niedawnej przeszłości. Ale białoruska straż graniczna uprzejma i pomocna. Jesteśmy więc już na wołkowyskiej ziemi, pełnej polskich pamiątek. Była ta ziemia związana z Polską przez wieki i gniazdem wielkich postaci naszej historii. Była to ziemia wielkich rodów - Sapiehów. Wołowiczów, ziemia wodzów narodu - Kościuszki i Traugutta, pisarzy - Elizy Orzeszkowej, powstańców 1863 r. upamiętnionych dziś jedynie bezimiennymi kopcami polach i lasach, nieraz krzyżami uparcie wznoszonymi na nowo po ich obaleniu. Krwawiła się ta ziemia w walce żołnierza polskiego z bolszewicką armią w najeźdźcą w 1939 roku. Krwawił się na tej ziemi i nasz Pułk.
Toteż było wielce stosownym że naszą pielgrzymkę po się tej ziemi rozpoczęliśmy pierwszym zatrzymaniem się w miejscowości Kalenowicze miejscem zwycięskiego boju Pułki w którym znieśliśmy w nocnej walce placówkę nieprzyjacielską, otworzywszy w ten sposób drogę Brygadzie Edward do dalszego marszu i działania Po wprowadzeniu w ogólną ówczesną sytuację taktyczną przez ppor. Tadeusza Kwietnia, samą walkę o wieś i we wsi opowiedział uczestnik tego boju, ówczesny ppor. rez. Zbigniew Makowiecki.
Czekało nas tego dnia jeszcze przeżycie innej natury. Po dość męczącej, długiej podróży w deszczowy dzień stanęliśmy przed ruinami jednego z wielkich pałaców wniesionych na tej ziemi Pałac Sapiehów w Różanie, o którym mało się słyszało, imponuje położeniem, wielkością i architektonicznym założeniem. Stoi na wysokiej skarpie, skąd roztacza się rozległy widok na dolinę rzeki. Wysoka brama wjazdowa o niegdyś koszarowych, skrzydłach prowadzi na dziedziniec, który zamknięty (dwu ?) piętrowym pałacem i objęty półkolem arkad
jego stronach prowadzących do nasuwa wielkością i dostojeństwem skojarzenie z dziedzińcem watykańskim. Dumny z takiego obiektu historycznego i artystycznego mógłby być każdy naród i każdy kraj i żal patrzeć jak pozwolono mu popaść w ruinę. Odrestaurowany, mógłby stać się silnym magnesem przyciągającym rzesze turystów, szczególnie z Polski ku pożytkowi Białorusi.
Kończymy ten dzień dobiwszy, już po ciemku, do naszego hotelu w Wołkowysku. Czeka na nas przede wszystkim, zgłodniałych, smaczna kolacja. W pokojach hotelu odbywają się spotkania zaprzyjaźnionymi grupkami. Bo już jesteśmy razem pełne dwa dni.
W następnych dniach dalsze mocne przeżycia. W Wołkowysku koszar naszego Pułku niema już, poza rozległym placem ze śladami fundamentów zabudowań koszarowych, więc nasze tęsknoty zaspakajamy w innych wymiarach. W wierności polskiego społeczeństwa wobec tej zemi. w pomnikach na niej historycznej polskiej obecności, w dziele katolickiego kościoła; i w niezwykłej aktywności społeczeństwa polskiego na tej ziemi. Byliśmy więc w Grodnie tak długo i tak boleśnie związanego z Rzeczypospolita goszczeni tam w rezydencji katolickiego biskupa, w starym i pięknie odnowionym pobernardyńskim klasztorze. Tam, w seminarium kształcą się przyszli duchowni polscy na Białorusi. Odwiedziliśmy w Bohatyrowiczach nad Niemnem panią Anię Bohatyrowicz ostatnią przedstawicielkę rodu na zawsze upamiętnionego w powieści Elizy Orzeszkowej „Nad Niemnem”. W pobliżu wtóruje my kochanemu naszemu kapelanowi pułkowemu, księdzu i honorowemu strzelcowi konnemu z cenzusem, Maciejowi Kozickiemu, w modłach za dusze powstańców 1863 roku, pod krzyżem i obeliskiem wzniesionym na zbiorowej ich leśnej mogile. W Sopoćkiniach składamy hołd pamięci bohaterskiego obrońcy tej ziemi, gen. Olszyna Wilczyńkiego. przy jego grobie pięknie zadbanym staraniem miejscowych Polaków. W Łyskowie zwiedzamy kościół ufundowany przez rodzinę Wołłowiczów, największy drewniany budynek sakralny na Białorusi i rozmawiamy z proboszczem, ks. Witoldem Łozowickim, który opowiada nam, pilnym słuchaczom, o radościach i troskach posługi religijnej w specyficznych warunkach panujących na tej ziemi. Czas mija szybko, nastrój panuje miły, zżywamy się z każdym dniem coraz bardziej. A w przeddzień wyjazdu oczekuje nas przeżycie akademii przygotowanej przez wołkowyskie społeczeństwo na pożegnanie i nas i wrocławskiej grupy, goszczonej tu wraz z nami. Na akademii nasz dowódca, płk dr B. Lubieniecki przekazuje zebranym miejscowym Polakom, szczelnie wypełniającym obszerną widownie Domu Kultury (ozdobionego ciągle jeszcze przed frontem wielką figurą Lenina) nasz podziw dla ich wiernośći i życzenia wytrwania.
Program otwiera znany aktor, przybyły z wrocławską grupą, Janusz Zakrzeński, gorącym patriotycznym recitalem. Podziwialiśmy serce jakie w swój recital włożył oraz nieskazitelną dykcję z jaką go wypowiadał. Po nim głos zabiera były dziennikarz Radia Wolna Europa, pan Mieczkowski dzieląc się z nami wspomnieniami z pracy w tej zasłużonej instytucji.
W części artystycznej występuje miejscowy chór, w pięknych uniformach, serca się nam ściskają na słowa piosenki „Do Bugu, do Bugu daleko” i „Kraj matki mojej". Następują tańce polskie narodowe i regionalne przez młodzież w różnych klasach
Podziwiamy zapał tej młodzieży, wysiłek jej i jej nauczycieli, że tak piękny spektakl zdołali przedstawić. Zasługa tu wielka pani Heleny Niester, młodej kierowniczki tych zespołów, która wystąpiła solo w pieśni, bardzo eleganckiej i pełnej zapału, która umiała przelać w duszę swych wychowanków Ale największe brawa wywołała mała, dziesięcioletnia Julia, w baletowej roli Carmen. W czarnej kloszowej sukni o czerwonych falbanach Julia po scenie w zawrotnym tempie z wdziękiem i zadziwiającą techniką. Oczywisty talent. Czekamy na nią za osiem lat na wielkich scenach. Niekończące się brawa, którymi widownia ją obdarzyła, przerwało dopiero majestatyczne wejście na scenę Janusza Zakrzeńskiego z czerwoną różą w ręku, którą wręczył małej baletniczce. Ta przyjęła kwiat gestem rutynowej primabaleriny i sfrunęła ze sceny jak motyl, wirującym tanem.
Patrzyliśmy z zachwytem na tę naszą młodzież, oderwaną od Macierzy, dorodną, o wrodzonym wdzięku, szlachetnych rysach i pełnej zapału. Przewodnicząca Związku Polaków Białorusi w Wołkowysku, pani Anna Sadoswska, może być dumna z niej i z wyników swej pracy. Polska szkoła w Wołkowysku rośnie. Buduje się dla niej nowe pomieszczenia z funduszów krąjowch. Pomoc finansowa naszego Kola niknie w obliczu naszej państwowej subwencji, ale nie jesteśmy bez zasługi propagując w Polsce jej konieczność. I społeczeństwo wołkowyskie to pamięta. Ludzie zastępują nam drogę, chwytają za ręce, dziękują..
Nie dziw, że na wczesnej rannej mszy św. kościół jest przepełniony na długo przed naszym przybyciem. Ale dla nas znajdują się krzesła, wierni proszą nas do ławek, na których robią dla nas miejsca. Aż trudno odmówić, żeby ich nie urazić. MSZĘ św. celebruje nasz kapelan, „strzelec konny z cenzusem” , Maciej Kozicki. W swym kazaniu daje wyraz podziwu dla mocy ducha tutejszych Polaków i dla ich wierności kościołowi (to warto uzgodnić z ks. Maćkiem !). Po nabożeństwie wysypujemy się z kościoła tłumną rzeszą, by wziąć udział w ostatniej uroczystości naszej pielgrzymki. Jest to złożenie hołdu pamięci żołnierzy polskich, poległych na polu chwały w latach 1919-20, których ciała, nieraz bezimienne, złożone zostały we wspólnej kwaterze przykościelnego cmentarza. Modły odprawia ks. Maciej, a potem w skupieniu słuchamy długiej wypowiedzi pani Buczko, zasłużonej miejscowej działaczki, o bohaterach tej ziemi, o troskach i osiągnięciach tutejszej społeczności polskiej, o ich zasługach i nadziejach. Kończymy uroczystość odśpiewaniem wspólnym pieśni BOŻE COŚ POLSKĘ"..
Powrót do Polski odbył się szczęśliwie. Z Wołkowska wyruszyliśmy w południe. Autokar warszawski dotarł tam względnie wygodnie wczesnym wieczorem. Ale nasz minibus „sztabowy” z Dowódcą i jego sztabem, z księdzem Maciejem i adiutantem dobrnął do Krakowa dopiero nad ranem następnego dnia. Mocna rasa, do długich pochodów, ta nasza brać 3 Pułku Strzelców Konnych z Wołkowyska !
mjr Zbigniew MAKOWIECKI