A jednak historia lubi się powtarzać
(treść i format artykułu zgodny z oryginałem)
Dziesięć lat temu członkowie byłej Wielkiej Koalicji przygotowali się do uroczystości związanej z 40 rocznicą zakończenia II wojny światowej. Jeszcze wówczas świat był podzielony, podzielone też były Niemcy. Każdy więc kraj - były członek koalicji - we własnym zakresie przygotowywał obchody doniosłego jubileuszu. Jedynie ONZ miała ku temu moralne prawo by przygotować specjalną sesję i zaprosić na nią wszystkich byłych członków Wielkiej Koalicji.
Pod koniec kwietnia 1985 r. prezydent USA, Reagan, składał wizytę w RFN, gdzie odwiedził również groby byłych esesmanów i złożył tam wiązankę kwiatów. Ten właśnie fakt wywołał chyba większą konsternację i międzynarodowe zamieszanie większe od tego, które ma miejsce, zwłaszcza w Polsce, przed zbliżającą się 50. rocznicą zakończenia wojny. Przygotowana wówczas do delegacja byłych członków Wielkiej Koalicji z państw walczących na froncie a więc i ZSRR i Polski (inne państwa późniejszego Układu Warszawskiego - jak wiadomo - występowały w czasie wojny po stronie „osi") zrezygnowały z udziału w obchodach w ONZ najwyższych rangą swoich przedstawicieli. Nie zrezygnowany jednak i w ogóle z obecności na uroczystościach organizowanych przez ONZ. Uznano więc zaznaczyć swoją obecność, wysyłając kogoś o zdecydowanie niższej randze.
Los padł na mnie. Znałem język, byłem żołnierzem AK, a WP, zetknąłem się z Amerykanami w Wietnamie, byłem uczestnikiem wojny, a więc wszystko ok. 4 maja 1985 r. dostałem rozkaz do Nowego Jorku. Przygotowania przebiegały w błyskawicznym tempie. Nowiuteńkie umundurowanie, i wyposażenie, bilety na przelot, tysiące wskazań i przestróg itp. Jednak najważniejszą sprawą była treść mego 20 minutowego wystąpienia na sesji ONZ. W tej sprawie wytyczne i dobre rady krzyżowały się wzajemnie, a nawet wykluczały całkowicie. Wystartowałem do lotu z ołówkiem w ręku, by w samolocie naszkicować plan przemówienia. Leciałem sam i nie mogłem spodziewać się w tym względzie najmniejszej pomocy. Dopiero w Nowym Jorku na kilka godzin przed dzięki pomocy różnych osób zredagowałem mały tekścik. Oczywiście był on zupełnie inny od sugestii, jakimi zasypywano mnie przed odlotem w Warszawie.
Wystąpienie moje było bardzo szczere, zdawałem sobie sprawę, mówię w imieniu wszystkie „ozdobniki polityczne" zdecydowanie, że po powrocie będą tacy którzy mi to wypomną. Moje wystąpienie przyjęto z aplauzem, a wciągu piętnastu minut jego treść rozprowadzono wśród uczestników sesji w kilku językach.
Będąc gościem ONZ miałem zaszczyt być przedstawionym Sekretarzowi Generalnemu i jego zastępcom, jak też być gościem Uroczystych spotkań w Nowym Jorku. Polski mundur budził ogromne zainteresowanie i szczerą sympatię.
Wspominam o tym, bowiem przed 50 rocznicą zakończenia wojny, przetargi o udział w obchodach mają w sobie coś z sytuacji przed 10 lał Dzięki Bogu tym razem jedzie do Berlina najbardziej odpowiedni delegat kraju i Polski Walczącej. Szerokiej drogi Panie Ministrze Bartoszewski.
gen. bryg. st. spocz. Rudolf DZIPANOV
„Polska Zbrojna", z dnia 27.04.95 r.