Święto 4-tej Suwalskiej Brygady
Kawalerii Pancernej w Orzyszu w dniach 10-12 września 1999r.
(treść i format artykułu zgodny z oryginałem)
Na zaproszenie Dowódcy Brygady p. płk dypl. Mirosława Szyłkowskiego Dowódca Koła wyznacza mnie i chor. Bilewicza do wzięcia udziału w corocznym Święcie Brygady tak bliskiej naszemu Pułkowi. Przypomnę, że Batalion Dowodzenia którym dowodzi rtm Mirosław Sadowski nosi Imię naszego Pułku podobnie jak Szwadron rozpoznania. Czujemy się tam zawsze jak w rodzinie. Po drodze postanawiam wpaść do Białegostoku aby dograć sprawy organizacyjne naszego Zjazdu. Czekając na nocny do Warszawy jestem świadkiem ciekawej scenki. Na peronie stoi bardzo długo pociąg relacji Wrocław — Hrubieszów. Obok jednego z wagonów grupka 8-miu osób dziwnie się zachowujących podskakują i namiętnie się drapią. Przyjeżdża karetka pogotowia ratunkowego. Sanitariusz wypytuje tych ludzi do jakiej kasy chorych należą żądając okazania dokumentów. Lekarz ze stoickim spokojem czeka na ukończenie tych „podstawowych” dla ratowania zdrowia czynności. Dopiero po tym podaje zainteresowanym jakieś tabletki. Och ta wszechwładna komercja! Jak się okazało pasażerowie w jednym z przedziałów zostali pogryzieni przez bliżej nieznane robaki, które spowodowały totalne uczulenie opuchliznę i swędzenie całego ciała. Dobrze im tak, trzeba było stać na korytarzu zamiast wygodnie siedzieć w towarzystwie nieznanych stworzeń. W Białymstoku spotykam się z Wilkiem i razem dogrywamy sprawy związane z przeprowadzeniem Zjazdu. Krótka wizyta w gościnnym jak zawsze domu państwa Bilewiczów, kielich dla fantazji na drogę i jedziemy do Orzysza. Po południu 10-go września meldujemy się w Brygadzie. Przyjmuje nas w swym gabinecie Dowódca Brygady. Rozmawiamy dość długo. Widać autentyczne zainteresowanie Dowódcy historią i tradycjami kawalerii. Ze względu na skromny liczebnie skład naszej delegacji nie wystawiamy w tym roku naszego pocztu sztandarowego. O godz. 18.00 rozpoczyna się w Kościele Parafialnym Msza Św. Z udziałem Szwadrony Honorowego Brygady ze Sztandarem. Potem na centralnym placu w Orzyszu w ciemności ale przy pochodniach odbywa się Apel Poległych. To przegląd ofiarnych ołtarzy — pól bitewnych, na których Polscy Kołnierze na wielu frontach złożyli swe życie dla wolności Ojczyzny. Jakże często to ofiara jest niedoceniana i zaprzepaszczana. Po apelu w towarzystwie rtm. Sadowskiego wracamy do kasyna Brygady ... bryczką. To zaskakująca i miła niespodzianka. Kolacja i długie na „mokro” rozmowy. W sobotę rano uczestniczymy w uroczystym apelu z okazji 5-cio lecia 4-tej Brygady. Odczytuję życzenia Dowódcy naszego Koła dla Brygady. Zachowany jest pełny ceremoniał wojskowy, uroczystość kończy defilada Brygady. Po apelu uczestniczymy w pokazie znakomicie wyszkolonego Szwadronu Rozpoznania i pokazie sprzętu bojowego. Kolejne spotkanie odbywa się w Izbie Tradycji Brygady. Są obecni zaproszeni goście — żołnierze Pułków które wchodziły w skład Suwa14ej Brygady Kawalerii gen. Zygmunta Podhorskiego. Jest obecna córka gen. Podhorskiego Przybyła z Anglii pani Maria Bobińska. Są dotychczasowi dowódcy Brygad z jej twórcą płk. dypl. Kazimierzem Pałaszem. Pan płk Szyłkowski wręcza każdemu z obecnych gości pięknie wykonaną i oprawioną Odznakę Brygady / jedną z nich jako votum ofiarował tydzień później p. mjr Witek — Dowódca Koła 3-go PSK — do kościoła w Czarncy (co było tak widoczne, że v-ce minister MON wymienił później imiennie Brygadę z Orzysza i nasz Pułk). Przy tej okazji każdy z żołnierzy stara się aby jago Pułk wypadł najlepiej. Przebijamy wszystkich wszak Pułk 3-ci Strzelców konnych walczył jako ostatni w Kampanii Wrześniowej 1939 r. (6-go października 1939r. w Kalinowym Dole). Dziękując za otrzymaną odznakę Brygady odpowiadam formułą kawaleryjską: „Ku Chwale Jej Wysokości Kawalerii, Konia i Kochanki Pana Pułkownika”. Dowódca jęknął — tu jest moja żona panie poruczniku. Nieco głupio ale może będzie okazja to wyprostować. Po obiedzie czekamy na samochód pod kasynem. Zostajemy przedstawieni żonie Dowódcy Brygady pani Jolancie Szyłkowskiej. Korzystam z udawaną pokorą wyjaśnić sprawę kawaleryjskiej formuły dotyczącej obowiązku posiadania przez oficera kawalerii konia i kochanki. Riposta ze strony pani Szyłkowskiej jest natychmiastowa: - „Niech się pan nie martwi. W formule jest najpierw koń a potem kochanka. Ponieważ mój mąż nigdy nie będzie miał konia więc tym bardziej nie ma mowy o kochance”. Rzadko komu udaje się strzelić mi takiego „gola”. Muszę przyznać, że w tym momencie brakło mi konceptu, ale nie przepadam za porażkami wszak jestem zodiakalnym Baranem. Przygotowujemy się do balu kawaleryjskiego, szasery, pas salonowy — jak szyk to szyk. Bal otwiera Dowódca Brygady życząc wszystkim miłej zabawy. Są oficerowie i chorążowie Brygady z żonami, są panowie pułkownicy Pałasz i Chojecki, którzy dowodzili Brygadą. Jest pan generał Zdzisław Głuszczyk były Komendant Wyższej Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych z Poznania, której licznych wychowanków spotyka na sali. Wystąpił we fraku — wygląda bardzo dystyngowanie. Przekazując p. płk Szyłkowskiemu kasety z nagraniami marszy wszystkich pułków kawalerii II-giej RP wygłaszam kilka zdań dotyczących historii Pułku. Wracam do koncepcji konia i kochanki w kawalerii pocieszając obecnych faktem historycznym naszego Pułku: jak oficer 3-go PSK nie był co najmniej 5 razy żonaty to nie oficer (trzeba przyznać, że jest to lekka przesada i tylko kilku oficerów zmieniło żony). Stwierdzenie to budzi jednak żywiołową owację jak łatwo się domyślić ze strony Panów. Zabawa jak zwykle jest szampańska, wygrywam nawet jakiś zakład -- niestety szczegółów podać nie mogę gdyż mój domowy Żandarm też czyta „Jednodniówkę”. Rozmawiam z panią Bobińską na temat wydania w Polsce wspomnień gen. Podhorskiego spisanych w czasie pobytu w niewoli a więc bardzo aktualnych. Najwyższy czas aby ukazały się w Polsce. Bal trwa do białego rana, z żalem żegnamy się z przyjaciółmi, ja osobiście żałuje, że nie przybył zaproszony ppłk dypl. Andrzej Cygan dowodzący Brygadą w Bartoszycach. Znamy się z Lęborka gdzie dowodził 8-mym Batalionem Rozpoznawczym im. 8-go Pułku Strzelców Konnych (płk Roman Bąkowski). Miło byłoby się spotkać. Świetny oficer z kawaleryjskim duchem a o takich wbrew pozorom trudno. Kilka chwil snu i trzeba wyjeżdżać z Orzysza. Służbowe obowiązki wzywają. Zostawiają znów cząstkę serca w Brygadzie wracam do Krakowa.
ppor. Tadeusz Kwiecień